5/31/2012

Pastele? Serio?

Z pastelami jest ten problem, że:

1) są teraz wszędzie
2) zwykle są brzydkie
3) znacie kogoś, kto nie wygląda w nich bez wyrazu?

Bo ja chyba nie. Najbrzydszymi pastelowymi odcieniami są cytrynowy żółty na paznokciach (ręce robią się od niego sine, jak odmrożone) i miętowa zieleń na dziewczętach i kobietach w naszej szerokości geograficznej (dobrze wygląda tylko na opalonej skórze Brazylijek, u Polek podkreśla jedynie naturalną bladość i dodaje wdzięku wyciągniętej z jeziora bohaterki ballad Mickiewicza). Podobno kiepskiemu tańcoru to i jajcy mieszajut. Nie wiem, czy działa to w drugą stronę, ale podejrzewam, że tak. Bo dobry malarz nawet z tak beznadziejnych kolorów coś wyciśnie.










Mowa w tym momencie o Matthiasie Weischerze:



Ok, wiem, że moją niechęć do pasteli manifestowałam już we wpisie o Chełmońskim (http://historiasztukidlamodelek.blogspot.fr/2012/03/louis-vuitton-wcale-nie-pokaza.html), natomiast o tym, że lubię Weischera jeszcze nie pisałam. 

Ani nie pisałam o tym, że w H&M są jeszcze gorsze pastele niż w Zarze. O tym, że do pasteli nie pasuje czarny, pisały już redaktorki bodaj "Elle" (zjada światło i zostawia jakieś brudy na talerzu). Ale nie szkoda przypomnieć. Zwłaszcza na tak wizualnie atrakcyjnych przykładach.

5/23/2012

Do utyskujących.

People say so many bad things about models, but honestly they should pick on someone else. Models are where they are because that is their gift and that may help them move on to something better. There is nothing inherently wrong with modeling, the trouble comes when bad people try to invade the business, or when people outside the business attempt to take advantage. All we want to do is just spread beauty and love.

 - Pat Cleveland w wywiadzie dla models.com
Całość: http://models.com/mdx/?p=14654

5/22/2012

TOP TEN (OLD) NEWFACES: Góralka z jabłkiem


Władysław Ślewiński, Góralka z jabłkiem, 1907


Magazyny już od tak dawna trąbią o promowaniu zdrowych wzorców kobiecości, że chyba wreszcie nadeszła pora, żeby coś z tym zrobić. Na przykład przegryźć jabłko. One apple a day keeps a doctor away. Zawiera dużo błonnika, dużo wody i ze trzy mikroelementy na krzyż. Idealne dla modelek.

Nie tylko tych przypominających chudziutką Abbey Lee czy wysportowaną Karmen Pedaru, ale i modelek size plus. Które to lansują magazyny lansujące "zdrowe wzorce kobiecości". Co w gruncie rzeczy jest bardzo zabawne, biorąc pod uwagę fakt, że modelki size plus to te powyżej amerykańskiego rozmiaru 12.

Czyli jest to taki zdrowy wzorzec kobiecości jak zdrowe jest jedzenie z McDonalda. Bo jednak uśredniona kobieta zwykle oscyluje wokół rozmiaru 38, a nie przynajmniej 44. Jeśli ktoś chce teraz na mnie nakrzyczeć, że sama noszę 34, prawdziwe kobiety mają krągłości i że nie powinnam zabierać głosu w kwestii objętości i obfitości ciała, komentarze przyjmuję na dole. Jeśli diss ma komuś obniżyć ciśnienie tętnicze, proszę bardzo, można mnie zdissować. Ja natomiast proszę, żeby nie mówić, że nadwaga jest zdrowa, bo nie jest, powoduje liczne schorzenia, np. choroby serca, więc mówienie, że rubensowskie panie promują "zdrowy wzorzec kobiecości" jest niedorzecznością.
Co bądź, nasza góralka, mimo rozmiaru zdecydowanie size plus (proszę spojrzeć na ten malowniczy biust i U-D-A!), dzięki jabłuszku w dłoniach zdecydowanie spodobałaby się redaktorkom "Elle" (choć raczej norweskiego niż naszego - proszę sobie wyguglować okładkę z maja 2012, bo to właśnie do niej piję). Spryciula. Kto wie, może jest taka grubiutka nie od chipsów, ale od jabłuszek? Na dodatek jest całkiem śliczniutka, ma wilgotne spojrzenie młodej Penelope Cruz, zapłakanej i ciężarnej zakonnicy. No i jest brunetką, a jak wiadomo, brunetki są teraz w modzie i znacznie lepiej nadają się na żony niż tlenione blondi. Oddana jest tu z chłopomańskim zachwytem nad wiejską, pierwotną witalnością i ciężko jej uwierzyć, że śmiałaby jak Ewa podawać fotografowi jabłko grzechu.

Raczej by mu z tego jabłka zrobiła kompot.


Prawdziwe kobiety krągłości miewają albo nie, ale kompot ugotować powinny być w stanie. Albo przynajmniej przyrządzić jajecznicę. W końcu we wszystkich kulturach obecny jest archetyp MATKI karmicielki, a nie ojca karmiącego, no nie?


Jamie, Nigella bije Cię na głowę, czas się z tym pogodzić, stary. Ma lepsze uwarunkowania biologiczne.

5/20/2012

TOP TEN (OLD) NEWFACES: Jeune fille du chat


Balthus, Jeune fille au chat, 1937

Uwaga, uwaga, to ostatni moment na zatrudnianie mocno nieletnich modelek. Magazyny i projektanci - śpieszcie się. Wdzięk Lolity znowu trafi tam, gdzie jego miejsce - na kartki powieści Nabokova - już niebawem. Na to się przynajmniej zanosi, bo kiedy "Vogue" i to nie jeden podpisują się pod postulatem, by nie zatrudniać modelek poniżej szesnastego roku życia, sprawa musi być poważna.

Zamiast libertyńskiej Carine, we francuskim "Vogue'u" władzę dzierży porządna pani Alt.

Nowej Hailey Clauson ani Valerii Sestic nie będzie.


Hailey Clauson (ur. 1995), polaroid z IX 2010 r.



Valerija Sestic (ur. 1995), zdjęcie z 2011 r.

Całe szczęście, że "Vogue" nie zamierza lobbować za usunięciem Balthusa z galerii. Bo o ile Sestic z rozłożonymi nogami na motorze w czarnym body budzi kontrowersje, a podobna fotografia Clauson została obiektem sprawy sądowej, o tyle równie rozłożone nogi jeszcze bardziej nieletniej panienki u Balthusa są jak najbardziej do zaakceptowania.

Bo w końcu to sztuka.

A sztuka ma swoje prawa.

Moda powinna być moralna chociaż w minimalnym stopniu, a sztuka nie musi.

Rzućmy modę, róbmy sztukę, hej!

5/15/2012

TOP TEN (OLD) NEWFACES: Babka Christiny Hendricks


Edward Hopper, Summertime, 1943

Nie wierzcie, że inteligencję dziedziczy się po matce. Inteligencja to nie żydowstwo. Jeśli cokolwiek prócz żydowstwa, pierścionka zaręczynowego oraz spadku po matce można odziedziczyć, jest to z pewnością chromosom X i zapisane w nim:

- rude miękkie włosy
- figurę klepsydry
- pełne usta
- wydatne uda
- eleganckie obojczyki
- marzycielskie spojrzenie

Pamiętać należy jednak, że tylko części genów udaje się wygrać krwiożeczą walkę z otrzymanym po mieczu materiale genetycznym. Nie ma jednak powodu do zmartwień. W naturze nic nie ginie. Tym bardziej gen. Dlatego też prędzej czy później ktoś dostanie po nas oko, nos, ucho czy kształt palców u stopy.

W wyniku bazowanej na tych informacjach prostej analizy genealogiczno-antropologicznej można łatwo dojść do hipotezy, że Christina Hendricks musi być nieodrodną wnuczką swojej babki. Jej samej Hopper namalować nie mógł, nie mógł także namalować jej matki. Wenus z Mad Mana urodziła się bowiem w 1975 r. Natomiast to, że babka rudowłosej boginii size plus pozowała Hopperowi do obrazu "Summertime" jest już całkiem prawdopodobne.

Chyba, że była to Rita Hayworth.

Ale nie sądzę, bo brakuje tu rękawiczki.

Tak czy siak, bez względu na to, jaka jest tożsamość tajemniczej nieznajomej, ten wzorcowy model amerykańskiej, wojennej kobiecości, na nowo odnaleziony, wydaje się dostarczać tyle samo radości co reedycja Chanel nr 5 i New Look wskrzeszony przez antwerpskiego nekromantę Rafa Simonsa. Tęsknimy za tym, żeby było ładnie, żeby można było zjeść czekoladę bez katowania się potem zumbą czy spinningiem, żeby słowo cellulit nie istniało, żeby móc czekać na mężnego chłopca walczącego na froncie, który będzie pisał do nas romantyczne listy, żeby kobiety były tajemnicze i uwodzicielskie, buty płaskie, sukienki wygodne, talie wąskie, biusty duże, a kapelusze trzymały się na głowie.

Natomiast nie tęsknimy za seksizmem, praniem na tarce, samodzielnym szyciem, brakiem kremów z filtrem, gorsetami, protekcjonalnym traktowaniem przez partnerów, ogłupionymi kurami domowymi zamiast partnerek oraz walką USA i Japonii. Z Japończykami nie warto walczyć, mają za dobre sushi oraz komputery.

Niech sobie retro będzie retrem, niech się nam podoba, ale niech siedzi w obrazach, filmach i muzyce i nie wraca. Bo prawda jest taka, że w autentycznym New Looku ma się look, co prawda, ale metrem do pracy się nie przejedzie, pierwsze Chanel nr 5 dla dzisiejszych nosów byłoby równie ekscytująca jak smrodek sklepu chemicznego, a duże biusty są ciężkie w noszeniu i psują kręgosłup.

Ale o tych ostatnich więcej ode mnie wie Ola Walków (http://www.akademiafotografii.pl/galeria/g/ola-walkow_ciezar/1), bo jako modelka w kwestii posiadania biustu nie mogę się za bardzo wypowiadać.

5/06/2012

Jelenie na rykowisku i skarpetki do sandałów.

Joanna Bojańczyk w Wysokich Obcasach ("WO" 17 (672) z sb 28 IV 2012) stawia tezę, że immanentny obciach nie istnieje. Że to nie jakość sama w sobie, ale wyłącznie funkcja rzeczy, która aktywowana jest przez kontekst okazji, otoczenia, czasu oraz towarzystwa.

I trudno się z tym nie zgodzić. Przynajmniej mi trudno, bo kto przegląda tego bloga albo zna mnie osobiście, ten wie, że do obciachu podchodzę często z podejrzanym entuzjazmem.
Kto by tam zagłębiał się w filozoficzne analizy płócien Marka Rothki (który, swoją drogą, jest jednym z moich ulubionych malarzy), kiedy można czerpać perwersyjne wizualnie przyjemności z dzieł Siemiradzkiego czy Alma-Tademy:


Henryk Siemiradzki, Za przykładem bogów, 1899


Lawrence Alma-Tadema, Róże Heliogabalusa, 1888

Moje ostatnie odkrycie to natomiast:

William Adolphe Bourgeureau, Narodziny Wenus, 1879
Czy to nie rozkoszne? Taki malarski odpowiednik Versace (lateks, obcisłe kroje, solara+blondyny, superszpile) i Dolce&Gabbana (koronki, gorsety, tapiry, wyskakujące biusty).

Tu nasuwa się pytanie - czy przy warsztatowym mistrzostwie (chyba nikt nie zakrzyknie, że ubrania Versace są źle uszyte, a obrazy Siemiradzkiego źle namalowane) drobny kiczyk nie dość, że nie jest nie na miejscu, to jeszcze dodaje całej sprawie pikanterii?


Versace SS 2012, Mert Alas & Marcus Piggott

A może jednak cena? Bo skarpetki Prady do sandałów Prady to jednak co innego niż skarpetki z Deichmana do sandałów z CCC.


Prada FW 2010 RTW

Joanna Bojańska w swoim artykule słusznie jednak zauważa, że czynnikiem obciachotwórczym są nie tyle cena i jakość bądź jej brak, lecz kontekst środowiskowy. Ta sama porządnie wykonana siatka w kratkę od Vuittona (SS 2007 RTW) jest in i trendy na Placu Vendome, natomiast mimo metki w Hali Mirowskiej byłaby zwykłą bazarową siatką!

Możemy się zastanawiać nad obciachem w modzie jeszcze chwilę i pewnie nie dojdziemy do bardzo innych wniosków niż pisząca dla "WO" dziennikarka, z którą się zgadzam, lecz której argumentacja nagle przestała mi wczoraj wystarczać, kiedy wałkując kanon maturalny z historii sztuki musiałam zmierzyć się z esencją kiczu: jeleniem na rykowisku.


Tu sprawa jest prosta - kicz z taniej makatki.


Tu jest nieco trudniej - kicz, ale za 9 500 PLN, na dodatek całkiem poprawnie namalowany.

A tu zaczynają się prawdziwe schody:


Obraz A


Obraz B

Jaka jest różnica między obrazem A i B? Nie, nie chodzi tu o to, że obraz B jest ciemniejszy.
Obraz A - Gustave Courbet, Sarny w lesie, 1866, lokalizacja: Musee d'Orsay, Paryż
Obraz B - plakat "Gustave Courbet, Sarny w lesie", lokalizacja: www.plakaty-i-reprodukcje.pl, cena: 59,41 EU
(http://www.plakaty-i-reprodukcje.pl/gustave-courbet/sarny-w-lesie-obraz-1615)

Czy zatem różnica między Courbetem a reprodukcją Courbeta jest taka jak między torebką Chanel z butiku a ze Stadionu Dziesięciolecia? Czy może jedno jest piękne, bo jest na płótnie, a drugie kiczowate, bo na papierze? Czy jedno zachwyca, bo wisi w słynnej galerii, a drugie odrzuca, bo wisieć może na ścianie nad kanapą jak makatka? Co sprawia, że esencja kiczu - jeleń na rykowisku bądź skarpetki do sandałów - nagle nabierają wyrafinowania?

Czy cena, jakość, miejsce, otoczenie, towarzystwo? Co sprawia, że tandeta zostaje im odjęta? Może wyrafinowanie i tandetność wcale nie istnieją jako takie, a stanowią wyłącznie reakcję w naszych głowach, powstałą wskutek obcowania z danym obiektem? Może tak jak wyrafinowanie, tak i kicz nie tkwią w obiektach, tylko w nas?

A jeśli tak, to jaki musi być człowiek, by odważyć się na chodzenie w skarpetkach do sandałów i przywieszenie sobie jeleni nad łóżkiem i nie narazić się na śmieszność?

Może to wszystko to tylko pewien postmodernistyczny, czarny żart? Bo skoro pisuar może być dziełem sztuki, bo Duchamp stwierdził, że tak jest, to dlaczego skarpetka z sandałkiem nie mogą być stylowe, jeśli takiego zdania jest Prada?

I czy mogą być równie stylowe, jeśli uważa je za takie pani Krysia z mięsnego na rogu?

5/04/2012

Wszystko już było. Onkoszyk też.

Po pierwsze: dziękujemy Ci, Arizono Muse, że przybyłaś ze swoimi ciemnymi, gęstymi brwiami i wyleczyłaś świat mody z idiotycznej maniery nadawania dziewczynom niepokojącego wyglądu przy pomocy farb rozjaśniających. Toni Garrn zawsze jest sexy, natomiast Ranya Mordanova zdecydowanie lepiej wygląda bez looku jak po chemioterapii.




Po drugie: pewna fikuśność i miłość do dziwactw jest modzie przyrodzona i nie ma się co bulwersować. Czasem wizualnie pożądana jest anoreksja, czasem elementy gangsterskie rodem z Yakuzy, a czasami choroby nowotworowe (-> wypadanie włosów spowodowane leczeniem -> brak brwi, najlepiej połączony z podkrążonymi oczami). Trend sprzed niespełna dwóch lat nie był jednakże niczym odkrywczym.




Okazuje się, że nawet w czasach, kiedy o nowotworach nikt nie słyszał, brak rzęs i brwi był czymś bardzo pożądanym! Uwielbiali go zarówno ekscentrycy renesansu:


Lucas Cranach, Wenus i amor, 1509


Piero della Francesca, Portret Federica da Montefeltro i jego żony Battisty Sforza, 1465-70


Verrocchio, Madonna z dzieciątkiem, 1470-75

jak i sam renesansowy mainstream:


Rafael Santi, Madonna ze szczygłem, 1505-06


Rafael Santi, Portret Baltazara Castiglione, 1515-16 (tak, mody męskiej to nie ominęło!!!)


Leonardo da Vinci, Gioconda, 1503-05

Wniosek z tego taki: nie tylko dobrej modelce, ale i dobremu makijażyście przydaje się znajomość historii sztuki! Ale nie za duża. Bez względu na to, kto to wymyślił [brak brwi], dobrze, że albo nie polubił, albo nie kojarzył takich kaprysów mody z późnego gotyku:


Hans Memling, Willem i Barbara Moreel, 1482


Jean Fouquet, Madonna z dzieciątkiem, 1452

Rozjaśnianie brwi - ok. Obcinanie rzęs - ajjj... Ale wyrywanie włosów z przodu głowy?! Szyk średniowieczny doprawdy był szykiem biczowania i męczeństwa. Drobna tortura lepsza niż matura.

Zatem: Ranyo, nie tleń brwi, z naturalnymi ci pięknie; makijażyści, chodźcie do muzeów, lecz starajcie się traktować modelki humanitarnie, a jeśli nie możecie i kręcą was takie sprawy jak onkoszyk, dla przyzwoitości oddawajcie 1% podatków na rzecz tych, dla których jest on nie trendem, ale codziennością (dla przykładu: raknroll.pl - trochę kasy na cycki, nowe fryzury i draki nigdy nie zaszkodzi). Już maj, więc w tym roku za późno, fiskus zamknął już paszczę, natomiast zapisać na karteczce i przykleić do kalendarza - nie zaszkodzi.

5/03/2012

Historia sztuki bywa groźna dla modelek...


... zwłaszcza kiedy muszą uczyć się do matury.

Ale niedługo wychynę zza książek, obiecuję.