5/06/2012

Jelenie na rykowisku i skarpetki do sandałów.

Joanna Bojańczyk w Wysokich Obcasach ("WO" 17 (672) z sb 28 IV 2012) stawia tezę, że immanentny obciach nie istnieje. Że to nie jakość sama w sobie, ale wyłącznie funkcja rzeczy, która aktywowana jest przez kontekst okazji, otoczenia, czasu oraz towarzystwa.

I trudno się z tym nie zgodzić. Przynajmniej mi trudno, bo kto przegląda tego bloga albo zna mnie osobiście, ten wie, że do obciachu podchodzę często z podejrzanym entuzjazmem.
Kto by tam zagłębiał się w filozoficzne analizy płócien Marka Rothki (który, swoją drogą, jest jednym z moich ulubionych malarzy), kiedy można czerpać perwersyjne wizualnie przyjemności z dzieł Siemiradzkiego czy Alma-Tademy:


Henryk Siemiradzki, Za przykładem bogów, 1899


Lawrence Alma-Tadema, Róże Heliogabalusa, 1888

Moje ostatnie odkrycie to natomiast:

William Adolphe Bourgeureau, Narodziny Wenus, 1879
Czy to nie rozkoszne? Taki malarski odpowiednik Versace (lateks, obcisłe kroje, solara+blondyny, superszpile) i Dolce&Gabbana (koronki, gorsety, tapiry, wyskakujące biusty).

Tu nasuwa się pytanie - czy przy warsztatowym mistrzostwie (chyba nikt nie zakrzyknie, że ubrania Versace są źle uszyte, a obrazy Siemiradzkiego źle namalowane) drobny kiczyk nie dość, że nie jest nie na miejscu, to jeszcze dodaje całej sprawie pikanterii?


Versace SS 2012, Mert Alas & Marcus Piggott

A może jednak cena? Bo skarpetki Prady do sandałów Prady to jednak co innego niż skarpetki z Deichmana do sandałów z CCC.


Prada FW 2010 RTW

Joanna Bojańska w swoim artykule słusznie jednak zauważa, że czynnikiem obciachotwórczym są nie tyle cena i jakość bądź jej brak, lecz kontekst środowiskowy. Ta sama porządnie wykonana siatka w kratkę od Vuittona (SS 2007 RTW) jest in i trendy na Placu Vendome, natomiast mimo metki w Hali Mirowskiej byłaby zwykłą bazarową siatką!

Możemy się zastanawiać nad obciachem w modzie jeszcze chwilę i pewnie nie dojdziemy do bardzo innych wniosków niż pisząca dla "WO" dziennikarka, z którą się zgadzam, lecz której argumentacja nagle przestała mi wczoraj wystarczać, kiedy wałkując kanon maturalny z historii sztuki musiałam zmierzyć się z esencją kiczu: jeleniem na rykowisku.


Tu sprawa jest prosta - kicz z taniej makatki.


Tu jest nieco trudniej - kicz, ale za 9 500 PLN, na dodatek całkiem poprawnie namalowany.

A tu zaczynają się prawdziwe schody:


Obraz A


Obraz B

Jaka jest różnica między obrazem A i B? Nie, nie chodzi tu o to, że obraz B jest ciemniejszy.
Obraz A - Gustave Courbet, Sarny w lesie, 1866, lokalizacja: Musee d'Orsay, Paryż
Obraz B - plakat "Gustave Courbet, Sarny w lesie", lokalizacja: www.plakaty-i-reprodukcje.pl, cena: 59,41 EU
(http://www.plakaty-i-reprodukcje.pl/gustave-courbet/sarny-w-lesie-obraz-1615)

Czy zatem różnica między Courbetem a reprodukcją Courbeta jest taka jak między torebką Chanel z butiku a ze Stadionu Dziesięciolecia? Czy może jedno jest piękne, bo jest na płótnie, a drugie kiczowate, bo na papierze? Czy jedno zachwyca, bo wisi w słynnej galerii, a drugie odrzuca, bo wisieć może na ścianie nad kanapą jak makatka? Co sprawia, że esencja kiczu - jeleń na rykowisku bądź skarpetki do sandałów - nagle nabierają wyrafinowania?

Czy cena, jakość, miejsce, otoczenie, towarzystwo? Co sprawia, że tandeta zostaje im odjęta? Może wyrafinowanie i tandetność wcale nie istnieją jako takie, a stanowią wyłącznie reakcję w naszych głowach, powstałą wskutek obcowania z danym obiektem? Może tak jak wyrafinowanie, tak i kicz nie tkwią w obiektach, tylko w nas?

A jeśli tak, to jaki musi być człowiek, by odważyć się na chodzenie w skarpetkach do sandałów i przywieszenie sobie jeleni nad łóżkiem i nie narazić się na śmieszność?

Może to wszystko to tylko pewien postmodernistyczny, czarny żart? Bo skoro pisuar może być dziełem sztuki, bo Duchamp stwierdził, że tak jest, to dlaczego skarpetka z sandałkiem nie mogą być stylowe, jeśli takiego zdania jest Prada?

I czy mogą być równie stylowe, jeśli uważa je za takie pani Krysia z mięsnego na rogu?

5 comments:

  1. pamiętajmy też, że kicz nie jest jednorodny. jest dobry kicz i zły kicz.i zarówno ten dobry może być tani jak i drogi, zły podobnie. wszystko zalezy od tej minimalnej granicy wyczucia smaku, wyczucia kiczu, jakkolwiek to brzmi

    ReplyDelete
  2. Ale jakie jest kryterium, według którego odróżnić kicz dobry od złego, o to jest pytanie!

    ReplyDelete
  3. Witaj :) Ciężko znaleźć w ineternecie tak pasjonującą opowieść o modzie i sztuce jak Twój blog. Chciałabym się z Tobą pilnie skontaktować, będę wdzięczna za maila na adres dorota [at] confashionmag.pl

    ReplyDelete
  4. Andrzej Banach pisał, że nie ma czegoś takiego jak kicz dobry i zły, że jest po prostu kicz. I choć pisał to w '68, to wydaje mi się to zupełnie aktualne i teza ta mnie zadowala. Może po prostu kicz jest albo zupełny, albo mniej oczywisty?

    Argumentacja pani Joanny też mnie nie przekonuje, ale to już od dłuższego czasu, choć teraz, gdy do "Twojego Stylu" wrócił Filip Niedenthal, jest to mniej dokuczliwe!

    Pozdrawiam:)

    ReplyDelete
  5. Zgadzam się w kwestii Nedenthala całkowicie, bo od jego tekstów w dawnym TS zaczęło się moje modowe wychowanie. Natomiast w temacie kiczu nadal nie wiem, choć słowom Banacha nie można odmówić trafności, gdzie ten kicz właściwie jest - czy w rzeczy, czy w oku, czy może w głowie patrzącego. Czy to neumen, czy fenomen.
    Fenomen chyba.
    Chociaż Kant się pewnie w grobie przewraca, że jego teorię poznania wykorzystuje się do mówienia o takich błahostkach jak moda!

    ReplyDelete